Sposobów jest kilka. Bardziej lub mniej łopatologiczne.
Pierwszy jest taki, ze zamiast na obiektach, możesz nakładać gradienty z listy. Dzięki temu masz jeden i ten sam gradient. Jego zmiana spowoduje, że wszystkie obiekty, które go posiadają zmienią wygląd. W swojej pracy zawsze dążę do minimalnej ilości gradientów. To pozwala zapanować na tym, ale albo trzeba przeklikać, albo pamiętać na etapie pracy. U Ciebie jednak jak się domyślam masz setkę obiektów i każdy z innym gradientem.
Drugi jest taki, że - być może nie masz świadomości - możesz nadać ten sam gradient wielu obiektom. W efekcie. Zamiast mozolnej pracy zaznaczasz kilka obiektów i przeciągasz na nich jeden gradient. Inkscape robi to całkiem sprytnie.
Trzeci dość niewdzięczny, ale ja bym szczerze rozważył. Otworzyłbym plik w Notepadzie ++ i wyedytował wartości obiektów. Wszędzie tam gdzie jest 00 na ostatnim miejscu (kolor zapisywany jest chyba jako RGBA) zmieniłbym automatem na FF i po krzyku.
Czwarty to eksport do Scribusa. Tam można zmieniać lub zastępować kolory w lepszy do zarządzania sposób, ale to odradzam. To tylko jeśli pozostałe zawiodą.
A przy okazji. Nie wiem, czy wiesz, ale nowy Inkscape pozwala już zamiast białego tła ustawić "kratkę niewidzialności" w ustawieniach arkusza.
W inku pracuję raz na ruski rok, to po prostu zapomniałem sobie przełączyć.
Charakter pracy taki, że kilkadziesiąt różnych gradientów.
Dzięki za odpowiedź, spodoby spędzające sen z powiek, więc na chwilę obecną odrysowałem to co mogłem, dałem białe wypełnienie i na spód. WIP przeszedł to teraz na spokojnie sobie przeedytuję te gradienty, albo i nie, zobaczymy.
